Sory, ale klepię. ;D Ni ch*ja nie wiem jak z tego wyjść. ;D

4 szanse! (Tyko daj jakąś pomoc naukową, bo przeciwnik może nie wiedzieć jak to wygląda )

Dalej

Post po czasie ale przeciwnik nie napisał więc dalej...

Wygląda na to, że mój drugi pojedynek nieco się zmienił - ale to dobrze - lepiej będę mógł oszczędzać energię niżeli użerać się z trzema przeciwnikami. Dzisiejszy przeciwnik to Latynos z krwi i kości - Alberto Del Rio... Kto w ogóle wpuścił takiego typa jak on do tej federacji? Nie wyróżniającego się niczym typa, który nie wygląda by miał cośkolwiek innego od przeciętnego Smith'a. Fakt przypominam sobie - chodzą pogłoski, że jest "milionerem" i wielkim dziedzicem. W takim razie po co "księciunio" z ładną mordką pcha się do walki? Zabrakło pieniędzy na kolejne wynajęcie limuzyny? Teraz to było nie ważne. Dziś musiałem pokazać mu drogę w jedną stronę na jego pieprzone rancho w Meksyku. Nie mogłem wymyślić nic konstruktywnego, więc z pełnym impetem ruszyłem na Del Rio z szybką serią dewastujących Punch'y. Musiało się to mu nie spodobać, bo za każdym razem jak dosięgnąłem ciosem jego twarzy wydawał jęk porównywalny do piszczenia małego Chihuahua! Nie był to jednak koniec jego cierpień, bowiem teraz gdy był on zupełnie osłabiony mogłem wykonać na nim jedną z moich markowych akcji, a dokładniej przepiękny Swinging Neckbreaker, który sprowadził Meksykanina do parteru. Nie mógł być to jednak koniec moich starań upokorzenia "pięknisia". Musiałem jakoś skutecznie osłabić go przed dalszą częścią walki. Jednak najpierw seria elbow smash'ów spadła na głowę leżącego już na ziemi Latynosa.

Kolejnym moim pomysłem było po prostu wypchnięcie go poza ring. Dało mi to możliwość chwilowej popisówki do zebranej publiczności w Los Angeles (oczywiście odebranej negatywnie) oraz czas na rozpęd przed kolejnym chwytem. Za moment bowiem leciałem już między drugą i trzecią liną by spaść na stojącego niedaleko barierek przeciwnika, po przepięknym Tope. Początek końca dla Alberto właśnie się rozpoczął!

Wbijam ! ;D

USZANOWANKO